wtorek, 19 lipca 2016

Anatoly Golovkov



PASTORALE PUŁKOWNIKA MURKISA

Krym, Wschód. Po rybie w postaci kotletów, kieliszka waleriany i wszelkiej leczniczej zieleniny, po wylizywaniu munduru, pułkownikowi stopniowo wraca połysk.
Coraz częściej wspomina młodość kadecką, samowolki, przysięgę, z powodu której kot opuścił,nazywających go Mourkis de Miaui, Francuzów.
Zdumiewające!
Jeszcze tydzień temu Irina, cała pokłuta w kolczastych zaroślach, bojąc się żmij, szukała go, a on tym czasem, cały obolały od stóp do głów, oddawał życie w gęstwie, szykując się do czytania 22-go Psalmu Dawida...
Nie mógł sobie nawet wyobrazić, że będzie leżeć w cieniu schroniskowego granatu, niedaleko szumieć będzie ojczysty Azow, a sam pułkownik w purpurowej obroży na powrót zainteresuje się motylami i ważkami.
Ja pieję! - chciało się krzyknąć kotu. - Może ja już jestem w raju i to wszystko mi się śni?
Ale nie!Trawa jak dawniej śmierdziała końskim moczem, od szosy dochodziła woń mazutu i przepalonego oleju napędowego, a od morza dochodził zapach wodorostów i woń zdechłych meduz.
Jak tak dalej pójdzie, zaraz nastawi znamiennyje raspiewy Bortniańskiego i zabierze się za pisanie memuarów.
Na co czekać?


Tłum. z ros.LK

Brak komentarzy: