Krym. Wschód. Nikt nie wie, jakim cudem ten kot przeżył.
Po pijanemu wyrzucili maleństwo do śnieżnej zaspy. Sikał nie tam, gdzie się powinno sikać. Posłuchali, dopóki piszczał a jak przestał, uspokoili się: wreszcie zdechł.
Lonczik jednak nie umarł. Przekopał dziurę w śniegu, tam siedział drżąc i chowając się przed wiatrem.
Zaspa, do której trafił Lonczik znajdowała się w uczęszczanym miejscu, wśród wielopiętrowych domów, gdzie ludzie bardzo często chodzą. Na przykład po piwo do sklepu i z powrotem. Mógłby Lonczik wyczołgać się i wezwać na pomoc. Jednak z natury był sam biały jak śnieg, więc trudno go by było zauważyć w zaspie. Najistotniejsze jednak, że miał za sobą złe doświadczenia z ludźmi, więc się bał mocno.
Kiedy ciemniało, ruszał w kierunku śmieci w poszukiwaniu jedzenia. Tam pewnego razu znalazły go dzieci i zaniosły Irinie do schroniska. Zrobili tam jemu prześwietlenie. Dobrze podkarmiali, leczyli, z optymizmem wierząc w przyszłość kotka.
Lonczik przeżył.
W schronisku nigdy nie rzuca się pierwszy do jedzenia. Je z godnością, nie spiesząc się. Następnie układa się w cieniu rozmyślając o tym, że nigdy nie należy tracić nadziei...
Tłum. z ros. Lech Koczywąs