środa, 14 listopada 2007

Teległupiś

Przy okazji nowego politycznego rozdania wraca sprawa KRRiT oraz publicznego nadawcy. Pierwsza - jak wiadomo istnieje i ma się dobrze. Drugi - może gdzieś jest, bo na pewno nie u nas. Nie znam się na zawiłościach finansów i produkcji, ale wiem, że dochód tego rodzaju firm bierze się naprzód z ogłupiania ludzi a dopiero potem z czegoś mądrzejszego. Tak jest u większości prywatnych nadawców. Trudno mieć do nich o to pretensje. Tu rzeczywiście decyduje oglądalność, tak, jak o zysku producenta decyduje to, ile osób zakupi efekty jego pracy. Natomiast w przypadku telewizji publicznej jest...tak samo a powinno być inaczej. To jest chore, że się dyskutuje o "polityzacji" medium nie zwracając uwagi na to, co "polityczna" telewizja publiczna ma ludziom do zaproponowania oprócz reklam i filmów (pochodzących w większym stopniu z jedynie słusznego kierunku, niż to było za komuny). A było mówione, że to za prezesa Kwiatkowskiego TV zeszła na psy. No tak, zawsze można zejść jeszcze niżej. Buntowałem się przeciwko wizjom programowym pani Niny Terentiew. Do głowy mi nie przyszło, że może być głupiej i nudniej, ale to pani Nina wprowadziła na salony telewizyjne Piwnicę pod Baranami i Grupę MoCarta, a co się teraz wprowadza?Gdzie są autorskie programy?W telewizji publicznej nie istnieje polska muzyka. Piosenkę już dawno pogrzebano. Inaczej niż w Rosji rosyjską.Ale Polacy są "od ruskich" mądrzejsi. Polityków rozlicza się za "obecność w mediach", w radach nadzorczych telewizji a kto ich rozliczy z marnego gustu, braku oświecenia, kretyńskich decyzji programowych?