Anatoly Golovkov
MURKIS W ZIMIE
Krym, Wschód. Śnieg na Azowie jest czysty, ale długo nie leży. No i dla
pułkownika Murkisa nie jest to bynajmniej pierwszy śnieg w życiu.
Podczas mojej nieobecności walczył jak prawdziwy żołnierz. Nie sposób
zliczyć blizny na jego ciele, a w dodatku stracił na początku kły a
potem i resztę zębów.
Stąd też mruczykot coraz częściej popada w stan zamyślenia.
I co?Można powiedzieć, że bez najmniejszej myśli w głowie to prawdziwy rosyjski kot? Chazar jakiś!No tak...
Lecz rozmyśleniom nadchodzi kres, gdy tuż obok nagle prześlizgnie się
cień...ach!..jakiejś rudo-szarej a niechby i pasiastej, jak całe jego
życie...Albo białej...O moce Nieba!...Białej jak krymski śnieg...
I wtedy zasłużony weteran traci głowę.
Podnosi uszy, przyjmuje bojową pozycję i podąża, podąża naprzeciw
pocałunkowi, który może się zdarzyć a może nawet będzie romans.
Dla
mnie on jednak zawsze pozostanie małym dzieckiem, które 8 lat temu
wrzeszczało i nie milkło nawet u mnie za pazuchą po drodze ze śmietnika
dworca autobusowego do domu...
Powiedziałem, aby małemu kupili dwie parówki wołowe, pocięli drobno i powiedzieli, że to ode mnie.
Może wspomni o tym?
Wspomnieć wspomni na pewno, ale pozdrowień raczej nie przekaże. Wreda.
przeł. z ros. Lech Koczywąs
wtorek, 24 stycznia 2017
Anatoly Golovkov
SÓWKA
Jakże różne są oblicza ludzkiej radości.
Radość dnia dzisiejszego polega na tym, że sowa powróciła do swojej ojczyzny.
Zdarzyło jej się, nie myśląc wiele, przypadkiem przelecieć z Izraela do Jordanii.
Skąd miała wiedzieć, że dla Jordańczyków nie ma gorszego znaku?Oni uważają, że sowa zwiastuje nieszczęście.
Dlatego też, złapawszy ją, nie pozbawili jej życia, lecz zdrowo ją pomęczyli i postanowili zarobić na niej - związali łapki i zanieśli na bazar.
Tu sowie udało się. Miejscowy chirurg, przypadkiem spotkawszy rannego ptaka, wykupił go i zabrał do domu. Tu zobaczył obrączkę z numerem - sowa okazała się własnością Uniwersytetu w Tel-Avivie.
W Jordanii zbiega wyleczono i deportowano do Izraela...
A u nas odwrotnie. Sowy-płomykówki to najlepszy, jaki można sobie wyobrazić, znak. One zwalczają żniwnych szkodników do tego stopnia, że farmerzy oszczędzają środki chemiczne.
Do czego są zdolni ludzie o dobrych sercach.
Dzięki jordańskiemu chirurgowi. Dzięki generałowi Mansurowi Abu-Raszidowi, szefowi Centrum Pokoju w Ammanie, który wyleczył sówkę. A także izraelskim uczonym, którzy zwrócili sowie wolność.
SÓWKA
Jakże różne są oblicza ludzkiej radości.
Radość dnia dzisiejszego polega na tym, że sowa powróciła do swojej ojczyzny.
Zdarzyło jej się, nie myśląc wiele, przypadkiem przelecieć z Izraela do Jordanii.
Skąd miała wiedzieć, że dla Jordańczyków nie ma gorszego znaku?Oni uważają, że sowa zwiastuje nieszczęście.
Dlatego też, złapawszy ją, nie pozbawili jej życia, lecz zdrowo ją pomęczyli i postanowili zarobić na niej - związali łapki i zanieśli na bazar.
Tu sowie udało się. Miejscowy chirurg, przypadkiem spotkawszy rannego ptaka, wykupił go i zabrał do domu. Tu zobaczył obrączkę z numerem - sowa okazała się własnością Uniwersytetu w Tel-Avivie.
W Jordanii zbiega wyleczono i deportowano do Izraela...
A u nas odwrotnie. Sowy-płomykówki to najlepszy, jaki można sobie wyobrazić, znak. One zwalczają żniwnych szkodników do tego stopnia, że farmerzy oszczędzają środki chemiczne.
Do czego są zdolni ludzie o dobrych sercach.
Dzięki jordańskiemu chirurgowi. Dzięki generałowi Mansurowi Abu-Raszidowi, szefowi Centrum Pokoju w Ammanie, który wyleczył sówkę. A także izraelskim uczonym, którzy zwrócili sowie wolność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)