sobota, 29 września 2007

Przekazać prawdę duszy

Stella Adler zmarła w 1992 roku. Była amerykańską aktorką i pedagogiem teatru. Urodziła się w Nowym Jorku w rodzinie żydowskich emigrantów z Odessy. Rodzice: Jakov i Sara też grali na scenie, która w tej rodzinie była po prostu życiem. Stella debiutowała w wieku...czterech lat a jej czworo rodzeństwa też zwiazało swoje życie z Brodwayem. Studio jej imienia prowadzi teraz jej wnuk, 45-letni Tom Oppenheim. Kontynuuje tradycje, wypracowane przez swoją mamę, której uczniem a potem przyjacielem był m.in. Marlon Brando. Oddajmy głos samemu Oppenheimowi: - Większość amerykańskich aktorów utożsamia obecnie sukces z pieniędzmi i sławą, co zupełnie zaprzecza poglądom Stelli Adler. Dlatego w, założonej przez nią szkole, staramy się przekazać słuchaczom inne, niestety mało popularne dzisiaj, lecz według mnie wieczne i trwałe, wartości. Stella była zarówno okrutnym krytykiem dla swoich studentów, jak i głębokim źródłem natchnienia. Mówiła: "Wielu uważa, że ambicje aktorskie rodzą się z pragnienia pieniędzy, sukcesu i sławy. Jednak nawet ci przedstawiciele aktorskiej braci, którzy uświadamiają to sobie, odkrywają tylko część prawdy. Aktor, jak nikt inny, odczuwa ogromną potrzebę odzwierciadlenia swoją grą własnej duszy, która nie znajduje swojego potwierdzenia, zastosowania poza sceną".
Ogromny wpływ na Stellę Adler wywarła znajomość ze Stanisławskim. Według słów jej wnuka to on właśnie sprawił, że Stella wróciła do techniki bliskiej teatrowi idisz, z którego wyrosła. Pracowała w "Grupowym teatrze" Lee Strasberga, ale opuściła ten zespół w wyniku polemiki związanej z zastosowniem technik własnego doświadczenia (swoistej anamnezy) do pracy nad rolą.
Szkoła Stelii Adler z jednej strony była "anty-hollywoodska", z drugiej oddała ogromne usługi amerykańskiemu kinu. Założenie było proste. Prawdziwe przygotownie aktorskie daje tylko scena. Aby przygotować się do życia na scenie, trzeba być wszechstronnym i dbać o stały rozwój. Oppenheim wspomina metodę, współpracującego ze Stellą,Rona Burrusa. Na początku każdego zajęcia pytał on studentów, czego nowego dowiedzieli się o sobie, o życiu, o zawodzie aktora. Robił to nawet wtedy, kiedy zajęcia odbywały się następnego dnia.
Co z tego wszystkiego wynika? Chyba to, że powierzchowność, "ślizganie się po powierzchni" w artystycznym rzemiośle są grzechem. Należy dążyć do prawdy, która rodzi się przez ćwicznie, doświadczenie. Tylko tak można stać się wiarygodnym. Drogą fizyczno-duchowej praktyki.

Źródło: "Еврейская газета", сентябрь 2007

1 komentarz:

wang weiquan pisze...

Want to earn extra income visit my blog :
http://weiquancoolboy.blogspot.com