poniedziałek, 24 września 2007

Teatr słowa i gestu


Pamiętam, jak prof. Barbara Lasocka-Pszoniak określiła kiedyś granice teatru: granice teatru to granice słowa. Tam, gdzie kończy się słowo, tam nie ma już teatru. O tym właśnie myślałem, ogladając adaptację sztuki Toma Stopparda "Rosencrantz i Guildenstern are died" w wykonaniu LA M.ORT - alternatywnej grupy z Warszawy. Co to znaczy w tym przypadku przymiotnik "alternatywny"? Na pewno nie: szokujący, prowokujący. Raczej: inny niż wszystkie. Poza głównymi nurtami, głęboko tkwiący w najlepszych tradycjach dwudziestowiecznej awangardy. W takim teatrze słowo ma swoją rangę. Dialogi w sztuce Stopparda są jak muzyka: wypełniają przestrzeń, polifonizują i polirytmizują sonosferę. Teatr w teatrze: ten rzeczywisty, który dla widza jest na wyciągnięcie ręki i ten potencjalny, który reprezentują kwieciste kwestie Aktora (Klaudiusz Kaufmann) , grającego z dwiema marionetami - jak gdyby odbiciem tytułowych bohaterów. Mamy więc informację o dwóch światach. Aktor kieruje, manipuluje tym drugim. Jego diabelski uśmieszek przypomina, że nie ma wolności absolutnej a ponad pytaniami i miotaniem się w miejscu, które przypomina i Babi Jar pod Kijowem, i Kozie Górki pod Kozielskiem, jest Wieczny Spokój i Ironia.

Reżyser przedstawinia Ewelina Kaufmann wykonała ze swoimi podopiecznymi gigantyczną pracę...Nie ma gestów przypadkowych a gestem jest nie tylko ruch, ale i jego brak. Gestami są spojrzenia, które przekazują widzowi informację, na ile postać jest zgodna z psychologiczną prawdą. W ten sposób, twórcy spektaklu przełamują, dość często dzisiaj spotykane lekceważenie, albo raczej niesłuszne przekonanie, że narodziny słowa następują w momencie wypowiedzi. LA M.ORT udowadnia, że słowo powstaje znacznie wcześniej i jest wyrazem określonego wewnętrznego nastawienia...

Obrazy w sztuce przedzielone są trzema (jeżeli dobrze pamiętam) melodycznymi motywami kompozycji Macieja Kierzkowskiego. Warto zwrócić uwagę, że muzyk ten tworzy własne skale, które odwołują się do ludowej pentatoniki polskiego Niżu, wzbogaca je oszczędną ornamentyką. Brzmi to oryginalnie i archaicznie, trochę po celtycku)))Interesujące jest to, że muzyka nie gra tu dramaturgicznej roli. W przeciwieństwie do innych spektakli grupy, trudno tu też mówić o kulminacjach napięcia a jednak trwa ono blisko dwie godziny. To jest prawdziwy teatr, gdzie widz czuje, że jest jego współtwórcą na zasadzie współ-odczuwania, obserwacji, która w nim pozostawia ślad.

Informacje o tym i o innych spektaklach LA M.ORT na stronie http://www.lamort.pl/


Brak komentarzy: