czwartek, 16 czerwca 2016

Anatoly Golovkov

Krym. Wschód. Nikt nie wie, jakim cudem ten kot przeżył.
Po pijanemu wyrzucili maleństwo do śnieżnej zaspy. Sikał nie tam, gdzie się powinno sikać. Posłuchali, dopóki piszczał a jak przestał, uspokoili się: wreszcie zdechł.
Lonczik jednak nie umarł. Przekopał dziurę w śniegu, tam siedział drżąc i chowając się przed wiatrem.
Zaspa, do której trafił Lonczik znajdowała się w uczęszczanym miejscu, wśród wielopiętrowych domów, gdzie ludzie bardzo często chodzą. Na przykład po piwo do sklepu i z powrotem. Mógłby Lonczik wyczołgać się i wezwać na pomoc. Jednak z natury był sam biały jak śnieg, więc trudno go by było zauważyć w zaspie. Najistotniejsze jednak, że miał za sobą złe doświadczenia z ludźmi, więc się bał mocno.
Kiedy ciemniało, ruszał w kierunku śmieci w poszukiwaniu jedzenia. Tam pewnego razu znalazły go dzieci i zaniosły Irinie do schroniska. Zrobili tam jemu prześwietlenie. Dobrze podkarmiali, leczyli, z optymizmem wierząc w przyszłość kotka.
Lonczik przeżył.
W schronisku nigdy nie rzuca się pierwszy do jedzenia. Je z godnością, nie spiesząc się. Następnie układa się w cieniu rozmyślając o tym, że nigdy nie należy tracić nadziei...


Tłum. z ros. Lech Koczywąs

Brak komentarzy: