Anatoly Golovkov
SÓWKA
Jakże różne są oblicza ludzkiej radości.
Radość dnia dzisiejszego polega na tym, że sowa powróciła do swojej ojczyzny.
Zdarzyło jej się, nie myśląc wiele, przypadkiem przelecieć z Izraela do Jordanii.
Skąd miała wiedzieć, że dla Jordańczyków nie ma gorszego znaku?Oni uważają, że sowa zwiastuje nieszczęście.
Dlatego też, złapawszy ją, nie pozbawili jej życia, lecz zdrowo ją
pomęczyli i postanowili zarobić na niej - związali łapki i zanieśli na
bazar.
Tu sowie udało się. Miejscowy chirurg, przypadkiem
spotkawszy rannego ptaka, wykupił go i zabrał do domu. Tu zobaczył
obrączkę z numerem - sowa okazała się własnością Uniwersytetu w
Tel-Avivie.
W Jordanii zbiega wyleczono i deportowano do Izraela...
A u nas odwrotnie. Sowy-płomykówki to najlepszy, jaki można sobie
wyobrazić, znak. One zwalczają żniwnych szkodników do tego stopnia, że
farmerzy oszczędzają środki chemiczne.
Do czego są zdolni ludzie o dobrych sercach.
Dzięki jordańskiemu chirurgowi. Dzięki generałowi Mansurowi
Abu-Raszidowi, szefowi Centrum Pokoju w Ammanie, który wyleczył sówkę. A
także izraelskim uczonym, którzy zwrócili sowie wolność.
wtorek, 24 stycznia 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz